Wisła Kraków. Przez rok niewiele się zmieniło. Znów kiepska jesień „Białej Gwiazdy”

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
Po piętnastu kolejkach I ligi Wisła Kraków zajmuje dziewiąte miejsce. Do pozycji dającej bezpośredni awans traci pięć punktów, do barażowej dwa. To zdecydowanie poniżej oczekiwań i potencjału drużyny z ul. Reymonta.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Po przegranym poprzednim sezonie w Wiśle niedługo trwało okres smutku. Raczej starano się dość szybko przekonywać, że doświadczenie, jakie zostało zebrane w pierwszym sezonie po spadku z ekstraklasy, zostanie szybko przekute w budowę takiej drużyny, która już na pewno nie zawiedzie. Przemawiać za tym miały m.in. liczby, bo Wisła rzeczywiście była wiosną najlepszym zespołem w I lidze. I to zdecydowanie, bo wyprzedziła drugi w tej klasyfikacji zespół Bruk-Betu Termaliki Nieciecza o cztery punkty, a trzeci Ruch Chorzów aż o sześć. To miało świadczyć o tym, że choć wiosną nie udało się szczęśliwie finiszować w ekstraklasie, to punktowanie na zbliżonym poziomie zapewni na pewno awans w kolejnym. Warto przy tym dodać, że Wisła wiosną 2023 zdobywała 2,25 punktu na jeden mecz. I tutaj pojawia się problem - bo o takiej skuteczności jesienią kibice „Białej Gwiazdy” mogą już jedynie pomarzyć… Dzisiaj Wisła zbiera bowiem raptem 1,4 punktu na mecz. To jest przepaść! I taki poziom nie zagwarantuje nie tylko bezpośredniego awansu, ale nawet miejsca w barażach. Zespół z ul. Reymonta ugrzęźnie po prostu w I-ligowej przeciętności.

Jeśli dzisiaj kibic Wisły, patrzący na liczby, może szukać gdzieś nadziei, że jego zespół jednak na koniec sezonu znajdzie się w miejscu, które da awans, to jednak obecnie „Biała Gwiazda” jest w niewiele, bo niewiele, ale jednak w ciut lepszej sytuacji niż przed rokiem po piętnastu kolejkach. Wtedy była bowiem jedenasta w tabeli i traciła do drugiego wówczas ŁKS-u już osiem punktów, czyli o trzy więcej niż obecnie do Odry Opole. Większy był również dystans do szóstego miejsca niż teraz. Wtedy cztery punkty do Chrobrego Głogów, dzisiaj dwa do Miedzi Legnica. No i jest Wisła dzisiaj dwie pozycje wyżej niż w analogicznym okresie poprzedniego sezonu. Jeśli mamy być jednak szczerzy, to dla nas te różnice są tak małe, że nie ma co się do nich zbyt mocno przywiązywać. Fakty są bowiem brutalne i bezsporne. Wtedy wyglądało to fatalnie w tabeli, teraz wygląda tak samo.

Kibice Wisły są oczywiście tymi wynikami zdruzgotani, źli, zniechęceni. Można pewnie wymieniać długo określenia, które towarzyszą grze zespołu, prowadzonego przez Radosława Sobolewskiego. W klubie też wesoło z tego powodu nie jest. Prezes Jarosław Królewski w poniedziałek próbował wlać trochę otuchy w serca fanów, publikując swój wpis na portalu X (dawniej Twitter). Napisał: Spośród 17 meczów w tej kampanii przegraliśmy 3. W tym dwa, w których graliśmy w osłabieniu. O naszej pozycji w lidze decydują mecze, w których nie byliśmy w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, mimo zdecydowanej przewagi. Cel na koniec piłkarskiego roku jest powszechnie znany. Pracujemy dalej.

I jak można spodziewać się było, wpis ten nie spotkał się w większości z wielką akceptacją czy zrozumieniem fanów. Bo oczywiście można raz, drugi, trzeci potknąć się przez przypadek, będąc optycznie lepszym. Gdy jednak takie coś dzieje się znacznie więcej razy, to nie jest już przypadek. To jest prawidłowość i żadne wskaźniki, które pokazują, że w tabeli I ligi Wisła powinna mieć dzisiaj 27 punktów tutaj nie pomogą. Bo ma 22. I ma z tego powodu duży problem.

Oczywiście, czasami można sprawę zrzucać na pecha czy szczęście, które w futbolu też jest rzeczą konieczną. Kto nie wierzy, niech zobaczy gola dla Arki Gdynia na 1:1 w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Zdradzimy - to trochę sytuacja „kopiuj, wklej” z tej, w której w meczu z sosnowiczanami strzelał Dawid Szot. Różnica? Po uderzeniu wiślaka bramkarz Zagłębia Mateusz Kos złapał piłkę na linii bramkowej, po strzale Karola Czubaka pół metra za nią. Ale wszystkiego szczęściem czy pechem wytłumaczyć się nie da. Bo zespół, który walczy o awans do ekstraklasy musi mieć umiejętność przepychania meczów w momentach, gdy gra się nie układa. Dowód? Ruch Chorzów z poprzedniego sezonu. Jeśli wziąć pod uwagę gole zdobywane przez „Niebieskich” w 89 minucie i później, to uzbierałoby się aż dziewięć punktów, zdobytych w ten sposób. Trzy razy Ruch wygrywał po trafieniach w samych końcówkach, trzy razy ratował w ten sposób jeden punkt. Gdybyśmy dodali do tego trafienia w ostatnim kwadransie ta statystyka byłaby jeszcze lepsza. Ale już bez tych dziewięciu punktów „wyrwanych rywalom z gardła” Ruch finiszowałby w sezonie zasadniczym nie na miejscu drugim, a… szóstym. Bo tę ligę wygrywa się też nie tylko umiejętnościami, ale również charakterem i wiarą, że dopóki nie wybrzmi ostatni gwizdek, wszystko jest możliwe. A tego - takie odnosimy czasami wrażenie - piłkarzom Wisły brakuje. A bez tego awansu do ekstraklasy po prostu nie będzie ani bezpośrednio, ani po barażach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Przez rok niewiele się zmieniło. Znów kiepska jesień „Białej Gwiazdy” - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24