Wynik spotkania otworzył dobrze znany miejscowej publiczności Bartosz Kowalczyk. Rozgrywający MKS przez kilka sezonów występował w Azotach i widać było, że powrót do Puław mu służy. Kowalczyk do przerwy rzucił osiem bramek, czyli połowę wszystkich zdobytych przez drużynę z Kalisza. 27-latek w tym okresie trafiał z dystansu, a także z linii siedmiu metrów i głównie za jego sprawą goście niespodziewanie zeszli na przerwę prowadząc 16:15.
W drugiej połowie Kowalczyk nie powiększył już swojego dorobku. W 33. minucie po raz czwarty podszedł do rzutu karnego i… trafił w głowę Zurabi Tsintsadze. Za to przewinienie otrzymał czerwoną kartkę i więcej już nie mógł pomóc swojej drużynie. - Fajnie było wrócić, ale po tej kartce i porażce, to trudno powiedzieć, że powrót był przyjemny. Natomiast miło było wszystkich zobaczyć – mówi Kowalczyk. - Na naszej porażce zaważyła skuteczność z czystych pozycji. Ciężko pracowaliśmy na swoje pozycje, a później nie rzucaliśmy bramek. Natomiast Azoty napędzał Zurabi i biegali do kontry, a w ataku zaczęło się wszystko zazębiać – dodaje.
Początek meczu był udany dla Azotów, które po 10 minutach prowadziły 6:2. Goście cały czas jednak trzymali kontakt, a pod koniec pierwszej połowy zanotowali serię czterech trafień z rzędu. Tym sposobem z prowadzenia puławian 14:11 zrobiła minimalna przewaga MKS.
- Praktycznie cały mecz trwała walka bramka za bramkę. Mecz mógł się podobać kibicom, natomiast nam trochę mniej – ocenia Patryk Kuchczyński, drugi trener Azotów. - Gdybyśmy zagrali skuteczniej i nie robili prostych błędów, to spotkanie mogłoby się rozstrzygnąć dużo wcześniej. Problem tkwił w naszych prostych stratach, w grze obronnej, w której zdarzały się błędy ustawienia i błędy w komunikacji – dodaje.
W pierwszym kwadransie drugiej połowy obie drużyny miały spore problemy ze zdobywaniem bramek. Gospodarzom nie pomagały wykluczenia rywali, z których trzech w tym okresie powędrowało na ławkę kar. - Kalisz grał twardą i mocną obronę. Czasami udawało się zrobić super akcję, a czasami były problemy. Na pewno zawiodła nasza skuteczność w grze przewadze. Przez to nie mogliśmy odskoczyć. Nawet jak odchodziliśmy na dwie, trzy bramki, to Kalisz za chwilę wracał na jedną – podkreśla Maciej Zarzycki, rozgrywający Azotów.
W 45. minucie był remis 19:19. Chwilę wcześniej grę zakończył Piotr Jarosiewicz. Skrzydłowy Azotów powtórzył "wyczyn" Kowalczyka i wykonując rzut karny także trafił bramkarza w głowę. Za co oczywiście otrzymał czerwoną kartkę.
Goście mieli szasnę na prowadzenie, ponieważ do rzutu karnego podszedł Konrad Pilitowski. Tej okazji jednak nie wykorzystał, a puławianie odpowiedzieli trzema trafieniami i wydawało się już, że przejmą kontrolę nad spotkaniem. To się nie stało i w 52. minucie znowu był remis – 22:22, a w w 57. minucie MKS przegrywał tylko 23:24.
- Gratuluję Puławom zwycięstwa, ale to my się pogubiliśmy w ataku. Azoty grały dobrze w obronie, natomiast my mieliśmy sytuacje stuprocentowe, których nie wykorzystaliśmy. To się zemściło – uważa trener MKS, Rafał Kuptel.
Piłkarze ręczni Azotów wykorzystali potknięcia głównych rywali w walce o brązowy medal (Górnik Zabrze przegrał w Piotrkowie Trybunalskim 28:33, a Chrobry Głogów w Opolu 22:24) i w tabeli awansowali na trzecie miejsce.
Azoty Puławy – MKS Kalisz 28:24 (15:16)
Azoty: Tsintsadze, Borucki – Marciniak 5, Virbauskas 4, Janikowski 4, Zarzycki 4, Jarosiewicz 4, Adamski 3, Fedeńczak 2, Burzak 1, Przybylski 1, Zivković, Ostroushko, Konieczny. Kary: 8 min. Trener: Sergiej Bebeszko
MKS: Hrdlicka, Szczecina – Kowalczyk 8, Komarzewski 4, Wróbel 3, Pilitowski 3, Bekisz 2, Krępa 2, Kus 1, Biernacki 1, Molski, Starcevic, Nejdl, Antolak. Kary: 8 min. Trener: Rafał Kuptel
Sędziowali: Wojciech Bloch (Nakło Śląskie) i Michał Solecki (Tarnowskie Góry)
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?