Miejscem zmagań będzie kalifornijska Dolina Śmierci. Zawodnicy do pokonania będą mieli 135 mil (217 km). Wszystko w temperaturze przekraczającej nawet 50 stopni Celsjusza.
– To nie dystans będzie trudnością. Wiem, że kondycyjnie sobie poradzę. Boję się jednak tej temperatury. Dlatego czuję stres – mówi Łukasz Sagan. – Nie lubię startować w upale, a Dolina Śmierci pod tym kątem to ekstremalne szaleństwo. Przed rokiem w Grecji miałem już namiastkę tego, bo wówczas było 40 stopni Celsjusza, ale w Stanach Zjednoczonych będzie przecież jeszcze cieplej. Do tego trasa będzie dłuższa – dodaje ultramaratończyk.
Aby się przygotować do tego wysiłku zostało mu jeszcze trochę czasu. Badwater wystartuje za pięć miesięcy, a dokładnie 22 lipca. Udział w nim weźmie tylko setka zawodników, których spośród wszystkich nadesłanych zgłoszeń wybrali organizatorzy imprezy.
– Dopiero pierwszy raz wysłałem swoje zgłoszenie na ten bieg i od razu się udało. Co ciekawe wysłałem je pół godziny przed upływem terminu. Spontanicznie naszedł mnie ten pomysł, a gdy sprawdziłem, okazało się, że zapisy właśnie się kończą. Dlatego długo się nie zastanawiałem – śmieje się Łukasz Sagan.
Kwalifikacja do Badwater to wyróżnienie dla zawodnika, wyraz uznania organizatorów dla dotychczasowych jego osiągnięć. Które jest największym w karierze Łukasza Sagana?
– Czterokrotne zwycięstwo i trzykrotny rekord trasy podczas wyścigu Ateny-Sparta-Ateny (490 km – przyp. red.). Podczas ostatniej edycji uzyskałem czas 65 godzin 22 minut i 14 sekund. W tych zawodach zbudowałem swoją historię – uważa ultramaratończyk. – Przed rokiem zdobyłem też srebro mistrzostw świata w biegu 48-godzinnym. Rywalizacja odbywała się wtedy na bieżni, a ja spóźniłem się na start pół godziny… Był to pierwszy medal dla Polski w historii zawodów 48-godzinnych. Poprawiłem wtedy również rekord kraju ma bieżni lekkoatletycznej – dodaje.
W Stanach Zjednoczonych Łukasza Sagana czekają łącznie trzy starty. Po biegu w Dolinie Śmierci wystartuje jeszcze w ultramaratonach Leadville Trail (17 sierpnia) i Run Rabbit Run (13 września). Trasy obydwu liczą sobie 100 mil (160 km).
Sezon rozpocznie natomiast już 26 kwietnia biegiem Dolichos Ultra Race w Grecji (255 km). – Biegi wygrywa się głową – twierdzi Łukasz Sagan. A jak wygląda trasa biegu i co dzieje się podczas niej w głowie zawodnika?
– W trakcie biegu wyznaczone są przez organizatora punkty, podczas których można zjeść, napić się, przebrać, przespać czy skorzystać z toalety. Tak naprawdę samemu rozporządza się swoim czasem na trasie. Zdarzało mi się jednak wyprzedzać organizatorów i zanim oni rozłożyli dany punkt, ja już go ominąłem. Dlatego najlepiej polegać jest na swojej ekipie, która towarzyszy na trasie i samemu przygotować jedzenie czy picie – wyjaśnia zawodnik. – Jeśli chodzi o myśli na trasie, to myślę o wszystkim i o niczym. Choćby o tym, co zjem podczas przerwy. W trakcie biegu nie słucham muzyki, bo w czasie biegów ulicznych jest to oczywiście zabronione. Koło nas odbywa się normalny ruch samochodowy, więc bieg w słuchawkach na uszach byłby niebezpieczny. Trasa to nieustanne kontrolowanie w głowie własnego organizmu. Analiza, czy aby na pewno nie dzieje się nic niepokojącego – dodaje Łukasz Sagan.
Ultramaratończyk pochodzi z Krzczonowa w województwie lubelskim. Co prawda aktualnie mieszka w Krakowie, ale w rodzinne strony wraca bardzo chętnie,
– Bardzo lubię tutaj wracać i trenować. Mamy na Lubelszczyźnie naprawdę piękne tereny, o czym dopiero przekonałem się, gdy zaczęła się moja przygoda ze sportem. Do tego momentu nie wiedziałem, co mamy pod nosem – kończy.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?