Rozmowa z poznanianką Małgorzatą Sobańska, rekordzistką Polski w maratonie i legendą biegów ulicznych

Radosław Patroniak
Radosław Patroniak
Małgorzata Sobańska dziś i... wczoraj - zawsze uśmiechnięta i zawsze trochę wyluzowana
Małgorzata Sobańska dziś i... wczoraj - zawsze uśmiechnięta i zawsze trochę wyluzowana Archiwum Wasyla Grabowskiego i Henryka Paskala
Rozmowa z poznanianką Małgorzatą Sobańską, jedną z najwybitniejszych polskich biegaczek długodystansowych i od 22 lat rekordzistką Polski w maratonie.

Czytaj też: TOP 10 najładniejszych lekkoatletek w Polsce

Wanda Panfil, Małgorzata Sobańska, Jan Huruk, Andrzej Krzyścin, Michał Bartoszak – nie przypominam sobie takiego zestawu wybitnych maratończyków w jednym biegu. Czy to dla Pani zaszczyt wziąć udział w niedzielnym Poznań Five, towarzyszącym 22. Poznań Maratonowi?
Oczywiście, że tak i bardzo się cieszę, że dyrektor maratonu, Łukasz Miadziołko wpadł na pomysł, by taki bieg zorganizować i by zaprosić do niego byłych zawodników. Nie spodziewam się poważnej rywalizacji, przynajmniej z mojej strony. Powiem więcej, za maraton to ja bym już się nie wzięła, a 5 km to pewnie przebiegnę, ale podium zostawiam dla innych gości specjalnych. Z tego, co słyszałam na pewno są w dużo lepszej w formie. Ja będę się koncentrować nie na wyniku, tylko na pozowaniu do zdjęć.

W tym roku miała Pani chyba dużo okazji do spotkań z kibicami?

To prawda, można nawet powiedzieć, że miałam bardzo miły rok pod względem liczby zaproszeń na imprezy biegowe. W ostatnich miesiącach byłam m.in. na Festiwalu Słońca w Gołąbkach, na półmaratonie w Pile i na biegu w Janowcu Wlkp. W tych dwóch ostatnich ośrodkach mój wizerunek znalazł się nawet na medalu pamiątkowym. Nie ukrywam, że byłam trochę wzruszona, bo to świadczy o tym, że ludzie w środowisku pamiętają o moich sukcesach i potrafią je docenić.

Wszyscy w wywiadach pytają Panią o rekord Polski w maratonie. Ma on już 22 lata. Czy to świadczy o tym, że Pani była wybitną zawodniczką, czy może to dowód na słabość obecnych polskich biegaczek?
Słabą zawodniczką w maratonie to ja na pewno nie byłam, ale z drugiej strony jak na współczesne czasy wynik 2:26:08 z maratonu w Chicago nie jest już wybitny. Teraz jest przecież lepszy sprzęt, a dziewczyny mają lepsze warunki do treningu i większe możliwości finansowe niż ja wtedy. Nie wiem jak to racjonalnie wytłumaczyć. Wiem natomiast, że blisko pobicia rekordu była już Aleksandra Lisowska. Na pewno ten wynik jest też w zasięgu Moniki Jackiewicz.

Poznań to Pani miasto rodzinne. Obecnie mieszka Pani w Kórniku, ale na pewno ma Pani sentyment do miejsc i ludzi z tamtych lat...
Pierwsza lata po narodzinach spędziłam na ul. Obornickiej. Szkołę poznałam już jednak z perspektywy SP51 na os. Lecha, tej samej, do której chodzili inni lekkoatleci, czyli Artur Kujawiński czy Ryszard Pilarczyk. Swoją przygodę ze sportem zaczynałam od gimnastyki sportowej, ale w V klasie dostałam się jednak już do sekcji lekkoatletycznej. Zmarły kilka dni temu trener Edward Motyl zrobił ze mnie specjalistkę od maratonów, choć moja współpraca z nim była dość burzliwa. To on mnie właśnie pchnął w stronę maratonu, choć gdyby nie wyjazd mojego przyszłego i obecnego męża do Australii, czyli Piotra Mańkowskiego, to pewnie nasze drogi z trenerem Motylem nigdy by się nie zeszły. W tym roku odszedł też od nas Janusz Grzeszczuk, który również był niezwykle zasłużoną postacią dla promocji biegów w Poznaniu. Zdaję sobie sprawę, że to wielka i niepowetowana strata dla środowiska lekkoatletycznego.

Czy problemem Poznania jest słaba infrastruktura lekkoatletyczna?
Przydałaby się lepsza, ale ja odnoszę wrażenie, że większym problemem całego naszego kraju jest słaba selekcja młodzieży. Sport wciąż jest na ostatnim miejscu w szkole. Przecież tyle samo godzin, co na w-f dzieci spędzają na religii. Wiem coś o tym, bo oprócz dwóch starszych córek mam też 8-letniego syna. Zapisałam go do sekcji lekkoatletycznej w Kotwicy Kórnik. W grupie 23 osób jest jednym z trzech chłopców, bo pozostali... grają w piłkę.

Czytam stare rozmowy z Panią i dochodzę do wniosku, że kiedyś bieganie było bardziej romantyczne...
Kiedyś na pewno wszystkiego dopiero uczyliśmy się i  wspieraliśmy metodą prób i błędów. Trzeba też pamiętać, że ja nie byłam taką zawodniczką zwariowaną na punkcie biegania. Jak gdzieś jechałam zagranicę, to chciałam też pozwiedzać i poznać życie innych ludzi. Nie miałam klapek na oczach, tylko normalne podejście i pewien dystans do tego, co robię. W trakcie kariery urodziłam dwie córki i zabierałam je na obozy czy starty. Z jedną z nich byłam nawet na tym rekordowym maratonie w Chicago. Czy zainspirowałam je w ten sposób do sportu? Chyba niekoniecznie, bo nie poszły w ślady mamy. Może syn będzie miał w sobie więcej genu rywalizacji.

Co by Pani poradziła biegaczom amatorom, a zwłaszcza tym, którzy zadebiutują w niedzielę w maratonie?
Podstawa to nie zacząć biegu za szybko. Trzeba uczyć się spokojnego biegania, bo w maratonie zawsze jest czas na to, by przyspieszyć. Warto też przed biegiem porządnie zawiązać buty i warto wreszcie nie przesadzać przed startem z intensywnością treningów, bo w dwa tygodnie i tak nie poprawimy formy. No i pamiętajcie jeszcze o nawodnieniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24